"Dobrze, gdy lekarstwo jest pokarmem, a pokarm lekarstwem" - te słowa Hipokratesa o miodzie, nabrały od kilku lat szczególnego znaczenia w naszej rodzinie. Od czasu, kiedy miód na stałe (i regularnie) zagościł na naszym stole, znacznie poprawił się stan naszego zdrowia. Dwaj synowie, z którymi od wczesnego dzieciństwa wędrowaliśmy od jednego alergologa do drugiego, wdychający hurtowe ilości Cromogenu i innych leków antyalergicznych - nagle ozdrowieli. Można było zapomnieć o wiecznym kaszlu i codziennych inhalacjach. Ani ja, ani Małżonka od czterech lat nie mieliśmy nawet kataru. Kubek ciepłej wody z łyżką miodu, przygotowany wieczorem a wypity przed śniadaniem, uczynił cud.
Choć w rodzinie można doszukać się pszczelarskich tradycji od bardzo dawna - dziadek i jego brat byli pszczelarzami - to nasza przygoda z pszczołami zaczęła się stosunkowo niedawno, 5 lat temu. W rozmowach ze znajomymi chwalimy się, że to nie my wybraliśmy pszczoły. To one wybrały nas! Pewnego pięknego, majowego poranka przyleciały do nas i zostały na zawsze.
Oczywiście nie skończyło się na jednej rodzinie. Już w pierwszym roku do jesieni mieliśmy ich 14, a obecnie zajmujemy się 83 rodzinami stojącymi na dwóch pasieczyskach.
Tak bardzo zaangażowaliśmy się w hodowlę pszczół, że wiążemy z nimi nasze dalekosiężne plany. Chcemy, aby stały się one jeszcze bardziej częścią naszego życia.
Zainteresowanie biologią i życiem pszczół sprawia, że są one źródłem ciągłej fascynacji, podziwu i zdziwienia.